W kwietniu 2010 roku pewna piętnastoletnia dziewczyna napisała na pewnym małym blożku, że założyła tego małego blożka, żeby mieć w pewnym sensie podporę i fundament do utrzymania postanowień, że próbowała już wiele razy, jednak zawsze łamie się na widok czekolady i batonów, że chyba jest uzależniona, że musi to przezwyciężyć i że ten blog w pewien sposób jej w tym pomoże. Napisała, że będzie pisać co zjadła danego dnia i jak ćwiczyła, że jest otwarta na krytykę i uwagi, że będzie czekać na opinie i rady na temat ćwiczeń i diety, że zaczyna od jutra.
Już następnego dnia jadła nie więcej niż tysiąc kalorii. Pięćdziesiąt jeden dni później ważyła 8kg mniej, każdą wolną chwilę spędzała czytając "motylkowe" blogi, w swoim świecie, z dala od przyjaciół i rodziny.
To tego kwietnia 2010 roku miałam ostatni naturalny okres, następny, po setkach połkniętych tabletek, walce z samą sobą i odblokowaniu psychiki, pojawił się dopiero w październiku 2013 roku.
Gdzieś w okolicach listopada 2010, dalej obsesyjnie liczyłam trzymałam diety, ale pula wynosiła już jakieś 2000kcal (zwiększałam stopniowo, dodając 50kcal na tydzień przez co pilnowałam, żeby nie przytyć ani grama). W gorsze momenty znowu ograniczałam się dużo bardziej. Wtedy też mama zabrała mnie z moim problemem do miejscowego ginekologa.
Dostałam Luteinę w tabletkach, nie pamiętam dokładnie jak długo ją brałam, ale wiem, że po jakimś czasie pojawiły się lekkie ślady miesiączki, które zniknęły od razu po odstawieniu tabletek przez lekarza. Wtedy doktor odesłał mnie do swojego znajomego w mieście, twierdząc, że ten na pewno mi pomoże. Ten wysłał mnie na trzy dni badań w szpitalu, wiecie, dużo krwi, dużo niezrozumiałych wymian zdań. Jedyne co z tego wszystkiego do mnie wtedy dotarło, to, że moja gospodarka hormonalna jest w ruinie.
Dostałam Estrofem, który miałam brać kilka miesięcy po czym odstawić i sprawdzić czy coś ruszy samo (podczas brania leku regularnie miesiączkowałam, ale był to sztuczny, wymuszony przez tabletki okres), po ich odstawieniu miesiączka całkiem zniknęła. Wtedy doktor odesłał mnie do swojego znajomego w klinice endokrynologicznej.
Dostałam Femoston. Tak, to ten lek, dla kobiet z menopauzą. Głupio mieć menopauzę w wieku siedemnastu lat i głupio być odsyłanym od jednego lekarza do drugiego. Plusem było to, że ten był moim ostatnim doradcą w tym problemie. Na każdej kontrolnej wizycie endokrynolog sprawdzał moją wagę (co swoją drogą okropnie mnie wkurzało) i robił usg. Zastrzegł też, że przez najbliższe 3 lata mam zakaz przyjmowania tabletek antykoncepcyjnych, bo musimy nauczyć moje ciało naturalnego rytmu. Jajniki praktycznie nie pracowały, więc trzeba było wielu opakowań Femostonu, żeby w końcu coś ruszyło. Podobnie jak przy poprzednim leku, podczas zażywania tabletek, miałam regularny, comiesięczny, sztuczny i wcale mnie nie pocieszający okres. Do tego pojawiły się symptomy, których wcześniej przy miesiączce u mnie nie było: ból piersi, puchnięcie, zatrzymywanie wody, bóle głowy, przybieranie na wadze... W lipcu 2013 ważyłam już 58kg, ale czułam się ze sobą tak samo źle jak przy najniższej wadze (50kg), więc nie miało to szczególnie wielkiego wpływu na moje samopoczucie. Wtedy też miałam odstawić leki i czekać do trzech miesięcy na pojawienie się naturalnego już okresu. Zupełnie w to nie wierzyłam, ale i tak czekałam z niecierpliwością. Pojawił się na początku października.
Zjedz coś dobrego
Nieplanowane wyjście, wieczór z przyjaciółmi, rodzinne spotkanie i już ogarnia cię panika? Nie sądzisz, że nie tak to powinno wyglądać? Rzucaj sobie wyzwania, nie planuj wszystkiego, zjedz ciasto z babcią, ugotuj coś dla siebie i innych. Rozpieść się, bądź trochę egoistką. Ja w 2012 roku rzuciłam sobie wyzwanie "Przestań liczyć kalorie", walczyłam z tym strasznie długo i strasznie długo uczyłam się jeść intuicyjnie i w końcu dopuścić do siebie głos swojego ciała. Trudno dopuścić do siebie myśl, że "uczucie przepełnienia" (z waszych maili) to jednak nie przepełnienie ale zwykłe nasycenie. Wiem, łatwo pomylić te uczucia po latach głodu. Jedz, musisz jeść.
Baw się
Znajdź swoje miejsce na ziemi, bądź tam gdzie chcesz z ludźmi z jakimi chcesz, robiąc to co chcesz. Ćwicz jeśli lubisz lub tego nie rób. Szukaj miejsc, w których jesteś szczęśliwa, w których ani na chwilę nie myślisz o wadze, jedzeniu, wyglądzie. Odpręż się, zrelaksuj, kochaj, ciesz. Życie to nie bilans kaloryczny i obwód twojego pasa.
Nie bój się stawać silniejsza
Nasz organizm to wbrew pozorom bardzo inteligentna bestia, nie wystarczy "jeść zdrowo" (często pojawiające się teksty w waszych mailach a pro po braku okresu: "przecież jem zdrowo", "przecież jem odpowiednio dużo tłuszczu", "przecież nie ćwiczę aż tak dużo"), żeby ocknął się z tej niekomfortowej dla niego sytuacji. Zablokował się, bo stałaś się nie dość silna by móc utrzymać dziecko. Musisz więc udowodnić, że jednak jesteś gotowa na tą misję. Nie bój się, nie katuj, nie każ, a twoje ciało, samopoczucie i zdrowie ci za to podziękują.
Okres od października 2013 czasami się pojawiał czasami nie. Jednego miesiąca nie było go wcale, innego był już po dwudziestu dniach. W kwietniu tego roku (już 2015), poszłam na kontrolne badania, dowiedziałam się, że moje jajniki są jeszcze trochę słabe i stąd ta nieregularność. Tym razem obyło się już bez sterydów, hormonów i leków na menopauzę. Ku mojemu zaskoczeniu dostałam od ginekologa zwykły ziołowy lek Castagnus. Mam brać po dwa opakowania co jakiś czas. Już po jednym mój okres wyrównał się całkowicie plus nie pojawiają się żadne bóle :)