Podjechał po mnie samochód z szefem i Eweliną w środku, pożegnałam się, zebrałam manatki i wsiadłam. Pięć godzin, zabierając po drodze jeszcze dwóch członków ekipy i na horyzoncie pojawiła się Zielona Góra. Zdążyliśmy się poznać, poznać nasze historie początków biegania i związane z tym przygody. Zapaleni biegacze, którzy spędzili w samochodzie więcej czasu niż w biegu, żeby na bieg dojechać. To już nie miłość, to uzależnienie. Atmosfera wynagradza wszystko i mimo najbardziej zmiennej pogody jaką miałam okazję spotkać (albo raczej doświadczyć), było świetnie. Po dotarciu do centrum w Zielonej Górze dostaliśmy po misce makaronu i ruszyliśmy do wyznaczonego miejsca noclegu. Internat, warunki do udoskonalenia, ale przecież nie to jest najważniejsze. Sen, wczesna pobudka, śniadanie i o 8 stawiliśmy się na miejscu startu.
Jeszcze żywieniowe paczki, koszulki i po wystrzale sygnalizującym, że się zaczęło, ubożsi o jednego członka ekipy, szybko pakowaliśmy się do samochodu. Na każdym z piętnastu odcinków: stres, ściganie się z czasem, z samym sobą i przeciwnikami. Był wiatr tworzący ścianę niemal nie do pokonania, ulewa przesiąkająca ubranie do każdej suchej nitki i przerwy na cudowne promienie słońca wychodzące zza jaskrawej tęczy. Mój ostatni odcinek był moim pierwszym biegiem "w trupa", gdzie tracąc po drodze oddech, nogi i wszystkie myśli, walczy się o kolejny metr. Prawdziwy chrzest na członka SBD Energetyk. Gdy powiedziano mi, że miałam trasę z fajnym widokiem i że wzdłuż drogi rosło dużo słoneczników, zdziwiłam się: "Tam były jakieś słoneczniki?". Dla takich chwil się biega. Dziękuję całemu teamowi za możliwość wzięcia udziału i ciepłe przyjęcie do drużyny.
Po ośmiu godzinach i pięciu minutach zmian, biegania i jeżdżenia z miasta do miasta, pokonaliśmy wyznaczone 100km. Jeszcze kąpiel, pamiątkowe zdjęcia i rzuciliśmy się na jedzenie.
Wróciłam w środku nocy, głodna słodyczy, ale też głodna dalszych biegów. Nakręciłam się, jak nigdy. Na razie pozostał ból w udach spowodowany natychmiastowym wsiadaniem do samochodu do przebytym dystansie i trenowanie do następnych zawodów. Będą następne :)
Biszkopt z porzeczką, ciasto czekoladowe z bakaliami, jogurt grecki z bananem i kawa.
Sponge cake with currants, chocolate cake with raisins and nuts, Greek yogurt with banana and coffee.
Zdjęcia dodam gdy będę miała do nich dostęp, bo nie brałam ze sobą lustrzanki.
Imponujące... Gratuluję i zazdroszczę takich niezapomnianych przeżyć! :)
OdpowiedzUsuńNie ma nic lepszego od spedzania czasu na tym, co sie naprawde kocha, z ludzmi, ktorzy te pasje z nami dziela!
OdpowiedzUsuńGratuluje i ciesze sie, ze wyjazd sie udal :-) ale ciesze sie tez, ze juz do nas wrocilas!
Pierwszy bieg zaliczyłam , kiedy biegłam w biegu Solidarności, bardzo krótki dystans ok. 3 km , jak się rozpędziłam, przy mecie już sił nie miałam, nóg nie czułam i moje biedne serce prawie wyskoczyło, a potem padłam i pochłonęłam Liona, którego zapiłam butelką wody- jedzenie dostane za przybiegnięcie do mety^^xp
OdpowiedzUsuńgratuluję:* godne podziwu to jak rozwijasz swoją pasję:)
OdpowiedzUsuńa co do śniadania - uwielbiam zacząc dzień od kawałka pysznego ciasta, mniam:)
Aż miło się czyta,czekam na zdjecia :)
OdpowiedzUsuńśniadanie zabieram ^^
Gratuluję, wiedziałam, że sobie poradzisz :) I strasznie zazdroszczę..
OdpowiedzUsuńA śniadanie cudne!
Świetna historia i bardzo się cieszę, że udało Ci się osiągnąć to, co chciałaś :) Serdeczne gratulacje!!
OdpowiedzUsuńpyszne ciasta ;) wyglądają świetnie ;D
OdpowiedzUsuńmiło się czyta twoje wpisy ;p
Kiedy biegałam tylko tak, "dla siebie" wydawało mi się że na tych treningach daję z siebie wszystko; później wystartowałam w maratonie i zrozumiałam, że wysiłek na tamtych treningach to "pikuś' a jeszcze później wzięłam udział w starcie drużynowym i, chociaż w ostatniej chwili chciałam się wycofać, bo nie byłam w doskonałej formie, pobiegłam i znów przekroczyłam granicę, do której nawet nie śmiałam się zbliżać...
OdpowiedzUsuńGratuluję udziału w sztafecie:)
gratuluję! motywuje mnie do dalszych działań ;)
OdpowiedzUsuńciasta przepyszne, porwałabym, ale należy Ci się :)
INSPIRUJESZ!!!
OdpowiedzUsuńCzekamy na zdjęcia!
Gratuluje wyników i życzę dalszych sukcesów:)
OdpowiedzUsuńa śniadanie idealne po wyczerpującym weekendzie.
Gratulacje :) Czytając Twoje posta niemal widzę uśmiech zadowolenia, któremu towarzyszy wycieranie kropli pot z czoła. Uwielbiam twoje relacje i oczywiście czekam na więcej zdjęć :)
OdpowiedzUsuńA śniadania chyba nie muszę komentować ? :D
Gratuluję! Podziwiam samozaparcie, ambicję i...sprawność fizyczną. :D
OdpowiedzUsuńZ kąd ciasta? Piekłaś rano? Pyszne;)
OdpowiedzUsuńBedzie jadłospis na notideal?
Kaja
Wczoraj były urodziny dziadka. Nie jem tylko takich ciast, które sama upiekę ;)
UsuńNie będzie.
dlaczego nie jesz tych ciast, które sama pieczesz? :)
Usuń... :P
Usuńchodzi oto, że właśnie je inne ciasta niż TYLKO SWOJE
Fajny,obszerny komentarz,dobrze się czyta i z niecierpliwością czeka na każdy następny,jak widać robisz postępy nie tylko w gotowaniu,bieganiu nie mówiąc o nauce,tylko tak dalej,gratulacje!!!
OdpowiedzUsuńCongrats!
OdpowiedzUsuńGratuluję Ci z całego serca !!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita:-)
OdpowiedzUsuńGratulacje! Jesteś wielka. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się,że Ty się cieszysz,że rozwijasz swoją pasję! ;)
OdpowiedzUsuńJeeeeeeeeeeej, gratulacje! To musiały być niezapomniane przeżycia!
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem, gratulacje :)
OdpowiedzUsuńgratulacje:) i jaki sliczny medal:))))SUPER!!!
OdpowiedzUsuńHalo:)
OdpowiedzUsuńGratuluję.. i piąteczka.
Piąteczka mistrzu ^^ Rozumiem, że przyjąłeś wyzwanie gadania ze mną na każdym możliwym portalu ;)
UsuńJestem pod wrażeniem... co za kondyszyn :D
OdpowiedzUsuńuzylas calego jogurtu greckiego i calego banana?
OdpowiedzUsuńBanan cały, co do jogurtu nie pamiętam ile, bo kupuję takie 400g.
Usuń