Strony

VII Bieg Bez Granic - Racibórz


W ostatnią sobotę, jak to zawsze u mnie bywa w dniu zawodów, okropnie nie chciało mi się biegać. Fakt ten potęgowa niska temperatura, zimny wiatr, ponura aura i deszcz. Gdy w okolicach godziny 15 docieraliśmy do Raciborza, rozpadało się już na dobre i nic nie zwiastowało poprawy pogody. Mimo to na starcie dziesięciokilometrowego biegu zjawiło się prawie 300 biegaczy gotowych do wyzwania. Ruszyłam z lekko stremowanym tatą, którego miał to być debiut w biegowej imprezie, po kilku miesiącach rekreacyjnego biegania. Chociaż przed zawodami kilkukrotnie usłyszałam od niego, że mam nie biec za szybko, było wręcz odwrotnie: to tata ruszył z dużą prędkością od pierwszych kilometrów i to on ciągnął mnie za sobą, a nie ja jego. Po trzech kilometrach zaczęłam się obawiać, że jednak zaczęliśmy za szybko, jednak każdy następny był odrobinę wolniejszy, więc udało się biec razem prawie bez zatrzymywania do samego końca. Prawie, bo na ósmym kilometrze poczułam blokadę wędrującą w mojej prawej nodze od łydki aż do samego pośladka, co nie zwiastowało niczego dobrego. Zatrzymałam się i kazałam biec tacie dalej samemu. Od razu przypomniał mi się moment na Żywieckim Półmaratonie w 2013 roku, gdy po chwili blokady, również na dwa kilometry przed metą, poczułam mocne szarpnięcie i ból. Wtedy musiałam odpuścić biegowe treningi na dwa miesiące, a teraz miałam biec maraton za 2 tygodnie, więc przeszłam marszem ok. 400m, rozluźniłam nogę, rozmasowałam lekko i czując zejście napięcia z mięśni, ruszyłam sprintem w kierunku taty. Dogoniłam go i wpadłam na metę zaraz za nim, odbierając medal i ciesząc się z wyniku: tata pobił swój rekord na 10km o całe 8 minut zyskując czas 00:57:04. Jestem bardzo dumna :D Ja przebiegłam swoją najszybszą od jakiegoś czasu dyszkę, odrywając się nieco od wizji maratońskiego stresu i ostatnich bardzo wykańczających treningów. Do poprawy mojego 00:49:38 dużo brakuje, ale nie czas teraz na porównywanie starej formy do obecnej. Będzie dużo dużo lepiej ;) Za to tata dzisiaj wkroczył do mojego pokoju z uśmiechem na ustach i spytał gdzie następny start, to dla mnie najlepsza nagroda :D

9 komentarzy:

  1. Gratuluję sukcesu:). Ja dopiero zaczynam swoją przygodę z bieganiem, dlatego Twój blog jest dla mnie inspiracją pod każdym względem. Uwielbiam Twoje śniadania:)!

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje miasto <3 Fajnie się dowiedzieć, że padało :D

    OdpowiedzUsuń
  3. "(...) to tata ruszył z dużą prędkością od pierwszych kilometrów i to on ciągnął mnie za sobą, a nie ja go" powinno być "jego" :) przepraszam, to moje zboczenie zawodowe :( w każdym razie- bardzo, bardzo gratuluję Wam obojgu! możecie być z siebie dumni wzajemnie. trzymam kciuki za kolejne wyzwania:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale faaajnie! Zazdroszczę osobom, które trenują ze swoimi rodzicami : )) No i bardzo dobrze zrobiłaś z tym zatrzymaniem się przed metą, w końcu warto byłoby przebiec maraton (będę trzymać kciuki!) :D

    OdpowiedzUsuń
  5. mieszkam obok Raciborza! :D
    gdybym wiedziała, że tam będziesz to bym tam wpadła :)
    zazdroszczę Ci tego biegu z tatą! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zazdroszczę Ci tego biegu, to rzeczywiście musiała być dla Ciebie ogromna nagroda, jak tata ospytał o następny bieg. Gratuluję świetnego wyniku ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zmiany w nagłówku!!!! <3 To zaszczyt się tam znaleźć :*

    OdpowiedzUsuń
  8. To teraz tata staje się twoją motywacją i to on będzie motywował cię do treningów i dalszego biegania. Super sprawa ;)

    OdpowiedzUsuń