Strony

Jura Krakowsko-Częstochowska na jesień.


Chociaż tereny górzyste kocham i mogłabym tam mieszkać, chadzając codziennie nowymi szlakami, to nigdy nie byłam tam jesienią. Nigdy też nie byłam w Jurze i nigdy nie byłam na studenckim wyjeździe. Oceniając więc widoki - coś niesamowitego i z pewnością będę tęsknić za tymi wszystkimi kolorami drzew. Oceniając charakter wyjazdu - intergracja level expert, chyba po dwóch latach studiowania, dopiero w tym tygodniu poczułam na sobie prawdziwe studenckie imprezy. To co działo się w hotelu nazwałabym nawet mini woodstockiem ;) Tylko puszczona na cały regulator, niosąca się korytarzami o siódmej rano "Bania u cygana" trochę nie pasuje do tego wizerunku. Chociaż w sumie...


Celem mojego weekendu w Jurze nie było jednak imprezowanie, a skumulowane, dwudniowe zaliczenie całego semestru wf'u. Wf z pierwszego roku studiów miałam zaliczony już wcześniej, więc miałam możliwość przepisania oceny, ale skusiła mnie wizja nauczenia się prawidłowej techniki nordic walking. Takie mini szkolenie od kijów. I naprawdę cieszę się, że sie zdecydowałam.
W sobotę, po przejściu 25km stwierdziłam, że kupuję kijki. Przed wyjazdem bałam się o moje kolano, które jeszcze nie okazuje pełnej sprawności po kontuzji. Okazało się jednak, że nigdy nie chodziłam z kijkami prawidłowo (w sumie to miałam z nimi tylko naprawdę mały epizod na wychowaniu fizycznym w liceum), bo z prawidłową techniką nie tylko wcale nie obciążamy nóg, ale też przechodzimy dłuższe trasy sto razy lżej niż zwykłym marszem. Tym sposobem po łącznie 40km w cały weekend, czułam tylko zmęczone mięśnie brzucha i lekko tricepsy. A takie niepozorne te kije, a tak kojarzone z geriatrią.
Oczywiście Sylwia mimo słabszej nogi wybrała się w trasę z grupą szybszą, idącą więcej kilometrów ;D Ale dzięki temu i zobaczyłam więcej i drugiego dnia schodząc z góry śmiałam się do siebie jak głupia, bo endorfinki, endorfinki, endorfinki... :D Nie zawsze przychodzą w takiej ilości i nie zawsze są zależne od uprawianej dyscypliny, no ale och, jak można tego nie kochać!


Spodziewajcie się więc większej ilości kijów na moim instagramie. Jako, że pogoda nie sprzyja już mojemu codziennemu dojeżdżania do miasta rowerem (ostatnie dwa tygodnie po przepisanym od lekarza antybiotyku przetrwałam bez jego spożywania, ale nie kuśmy zbytnio losu ;)), czas się chyba przerzucić na inne formy cardio. W sumie po tym weekendzie zeszły mi aż 3cm z uda, ale sama nie wiem czy to przez te spacery, małe obiadowe porcje czy przez te nocne akcje odwadniania ^^

6 komentarzy:

  1. Bardzo lubię górskie klimaty zwłaszcza jesienią. Przyjemnie popatrzeć chociaż na zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. zazdroszczę ci tego AWF, tego że podjęłaś tą decyzje i w końcu spotkałaś ludzi, z którymi na studiach masz o czym pogadać, wspólne tematy.. :)
    ja do tej pory nie wiem, co to znaczy studenckie życie, koleżeństwo. etc.. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kije są cudowne! Moja ulubiona forma ruchu, a w górach tym bardziej bosko się sprawdzają!

    OdpowiedzUsuń
  4. cudny taki jesienny wypad ;-)

    OdpowiedzUsuń