Strony

Żyję! IIFYM

Ostatnie trzy miesiące były, mogę z całą pewnością stwierdzić, najtrudniejszymi w moim życiu. Zwaliło się na mnie wszystko. Tak już chyba bywa, że mamy zdolność do ściągania na siebie złego. Jeśli jednak to coś nie jest złe, to jest chociaż wielkim życiowym skrzyżowaniem, a najlepiej kilkoma na raz. Skrzyżowaniami w każdym możliwym aspekcie życia. Wiecie, takimi po których śpi się ciężko albo wcale, je się często albo w ogóle, takimi gdzie nagle ludzi wokół wydaje się za dużo, a za chwilę czujesz samotność.

Miałam wiele wolnych chwil, w których mogłabym coś dla was naskrobać. Miałam wiele wolnych chwil, w których ostatnie o czym myślałam to otworzenie bloga w nowej zakładce. Mogłabym już kilka tygodni temu zdać relację, że codziennie jem na śniadanie to samo: owsiankę z odżywką białkową, bananem i masłem orzechowym, Czasem dodaję kiwi, a czasem odżywka zmienia smak z wanilii na orzech, z orzecha na wanilię, bo kończy się kolejne opakowanie słodkiego prochu. Zamiast tego szukałam ucieczki, sposobu na rozładowanie stresu, jakieś dobrej drogi w całym tym szaleństwie. Nie było, nie ma. Czy to właśnie ta przereklamowana dorosłość?
Siedzę na siłowni częściej niż mam okazję spotkać się z kochającymi mnie osobami. Podczas tygodnia pracy pokonuję więcej kilometrów niż przebywałam jeszcze niedawno przez kilka miesięcy. Na obiady częściej jadam jajecznicę niż smażę kurczaka i jak nigdy chce mi się ton czekolady.
Ciało przestało już protestować, stopy już nie bolą, kolana pozwoliły mi dzisiaj na pierwszy prawdziwy trening nóg od dwóch miesięcy, wracam o 3, śpię do 12. Jednego dnia trzymam idealne makro, gotuję warzywa i lecę na trening, drugiego wstaję wycieńczona, oglądam pięciogodzinny maraton serialu i leżę z opakowaniem ciastek. Stres tak czy siak przez ostatnie 60 dni wyciągnął ze mnie 5kg. 


Ratuje mnie IIFYM. Gdyby nie ramy tego sposobu żywienia, pewnie rzuciłabym jakąkolwiek troskę o to co ląduje na moim talerzu już wiele miesięcy temu. Nie zawsze liczę białko, węgle i tłuszcze. Są dni, w których po prostu masz ochotę zamówić pizzę ze znajomymi, w których wypijasz o jedno wino za dużo, w których bierzesz największą kanapkę w kfc, kupujesz 300-g milkę oreo i zjadasz całą tego samego dnia, kupujesz torbę pączków z tradycyjnej pączkarni i jedziesz z nimi aż do rodziców, bo jeszcze nie próbowali.
Te dni pomijamy, nie rozwodzimy się nad maminymi obiadami, babcinym ciastem, wystarczą inne źródła stresu, po co dorzucać do nich jeszcze jedzenie. Jedzenie nie jest wrogiem, jedzenie jest dobre ^^


Poza dniami z powyższymi punktami przewodnimi są jeszcze dni, w których jem pilnując swojego makro. 30% kcal z tłuszczy, 30% z białek i 40% z węglowodanów, 1800-2100 kalorii z dowolnych źródeł. Jest owsianka, kanapka z grillowanym kurczakiem, jakiś serek z orzechami, jajka i ziemniaki. Albo wszystko inne na co tylko mam ochotę [z ciastem i milką włącznie], wliczając i uzupełniając swój jadłospis tak, by wyszły odpowiednie wartości poszczególnych makroskładników. Dzięki temu i nie spinamy się nad wyjściem gdzieś i zjedzeniem tam czegokolwiek i osiągamy swoje cele sylwetkowe. I nasi bliscy są szczęśliwsi i my, jednocześnie nie musząc rezygnować ze swojej pasji. Spokojnie, w zgodzie ze swoim ciałem i psychiką przeprowadzając czy to redukcję czy masę.

Przydatne kanały zwolenników IIFYM [If it fit your macros], dzięki którym dowiecie się więcej:
Jazmine Garcia [Historia niemal identyczna jak moja - od zaburzeń odżywiania, przez sztywne obsesyjne trzymanie diety, problemów ze zdrowiem, aż do elastycznego żywienia w zgodzie ze sobą i swoim ciałem]: https://www.youtube.com/watch?v=tK7P14TZloo

Jak obliczyć swoje zapotrzebowanie na kcal i poszczególne składniki: http://www.iifym.com/iifym-calculator/ Najważniejsze to z czasem dopasować makro pod siebie tak, by czuć się z nim komfortowo, a jednocześnie obserwować zamierzony progres. U mnie tą "zmianą w dobrą stronę" było zwiększenie ilości tłuszczu w diecie. Od dawna się tego bałam i była to u mnie w pewnym stopniu pozostałość po ED, teraz dochodzę z nimi i do 80g dziennie i poczułam się o wieeeele lepiej.


8 komentarzy:

  1. Ważne jest żeby w tych trudnych momentach nie dać się pokonać. Też jestem zwolenniczką IIFYM i żałuję, że dany sposób żywienia tak późno odkryłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. myslisz ze rozklad 30/30/40 sie sprawdza?

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja właśnie przez własne ED z 2014 mam "alergię" na makro. Nienawidzę tego liczyć, bo i tak nigdy nie daję rady zjeść tyle białka, ile trzeba, a jak daję, to wtedy węgli za mało, o tłuszczach nie wspominając, bo dopiero niedawno przestałam się ich bać. Dlatego stwierdziłam że, za przeproszeniem, pierdolę to i słucham swojego organizmu, a cyferki i tabelki nie są mi do szczęścia potrzebne. Nie spinam się ani trochę, tylko słucham swojego organizmu i tyle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tino, i jak wychodzisz na tym ? w sensie wagi, wyglądu ? [słuchajac swoich zachcianek a nie licząc makro kcal itp? - bo rozumiem teraz tak robisz]

      Usuń
    2. Bez zmian. Teoretycznie nie muszę chudnąć (tzn. wszyscy mi tak mówią xd), no i nie chudnę, nie tyję też. Waga się trochę waha, jak to zwykle, ale raczej spada niż rośnie, choć na wygląd jakoś tego specjalnie przełożyć nie mogę, zmian nie widzę. Aczkolwiek zastanawiam się nad IIFYM, tylko właśnie tego liczenia cholernego się obawiam.
      Tak właściwie, dlaczego pytasz? ^^

      / Tina

      Usuń
  4. Również mocno wierzę w IIFYM :) Ten sposób pomógł mi z wieloma problemami z odzywianiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że jesteś i czujesz się dobrze z tym sposobem żywienia. Najważniejsze to nie żyć w pułapce ograniczeń i cieszyć się życiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Cię. Wchodzę tutaj często, kiedy mam załamanie żywieniowe - taki dzień jak dzisiaj, kiedy po 4h snu, 4h podróży pociągiem i całym dniem w biegu załatwiając projekty na studia rzucam się wieczorem na czosnkową bagietkę, batona, paczkę czipsów i jeszcze inne różne rzeczy. Dawno tak nie było. Źle mi z tym, że ten dzień się zdarzył, ale wchodzę na Twojego bloga i widzę magiczne zdanie "jedzenie nie jest wrogiem, jedzenie jest dobre" i tak naprawdę zapominam o tym, bo wiem, że takie dni zdarzają się raz na miesiąc - 1 dzień w ciągu 30, kiedy to właśnie w pozostałe jem pięknie, czysto i zasuwam na siłowni. Fajnie, że jesteś. Jestem z Tobą od początku i będę zawsze. Trzymaj się, pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń