Strony

.509. Pieniny



28 nieodebranych meili, 20 komentarzy oczekujących na moderację, dobijanie się na facebooku. Formularz do biegowych statystyk, propozycje współpracy, nowo-wchodzące na rynek płatki i zaległe zdjęcia ze sztafety. Spokojnie. Już wróciłam. 
W skrzynce za to jedna pocztowa kartka, prosto z Warszawy, ważniejsza od dziesiątek wiadomości.

Pobiłam czasówki na 10km i na godzinę, biegnąc równo z jadącą obok na rowerze, Agnieszką. Całość na trasie Sromowce - Szczawnica, po słowackiej stronie granicy, wzdłuż wijącego się we wszystkie strony Dunaju. Wierzę w swoją siłę, jak nigdy wcześniej, usłyszałam: "Już wygrałaś. Tym, że zaczęłaś biegać". Takim sposobem i tym podobnymi, po godzinie biegu mi mało, po połowie 40-cm pizzy też.  Śmiesznym stał się dla mnie "wasz" świat.

19 komentarzy:

  1. Jesteś niesamowita, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że wróciłaś. Cieszę się, że tak... udanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. super wiadomość ;)
    fajne ,że znowu zobaczymy śniadanka ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że bawiłaś się dobrze :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak tam pięknie... i Ty jaka szczęśliwa! :)

    Ściskam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  6. O Pieniny :D moje rejony ^^
    ładne zdjęcia :]

    OdpowiedzUsuń
  7. bo ten świat jest trochę śmieszny :) ale Ty promieniejesz, tak trzymać:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jedno z moich ukochanych miejsc...zatęskniłam...dzięki za przypomnienie.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. pizza musiałabyć wspaniała :) na pewno dała niezłego kopa :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Wyjaśnisz znaczenie końcowego zdania ostatniego akapitu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmieszy mnie to, co przez długi czas było dla mnie ważne. To całe pozorne poczucie bezpieczeństwa spowodowane nieustanną kontrolą nad jedzeniem (Wiadomo, że, dziwnym trafem, podciągnąć by tu można wieele ludzi z blogowej sfery. Przede wszystkim śniadaniowej.) Ot, zmiana systemu wartości. I niech nikt nie da sobie wmówić, że nie można z tym zerwać. Człowiek zrobi wszystko, dopóki nie dowie się, że jest to niemożliwe.

      Usuń
    2. Masz całkowitą rację Sylwia! Kontrolowane jedzenie jest straszne (choć na początku może wydawać się, że tylko gdy to robimy nasze życie ma sens). Trudno jest też z tym skończyć. U mnie, po kilku dniach jedzenia normalnie, bez żadnego liczenia, kiedy potrafię cieszyć się życiem, nadchodzą takie dni, gdy kontroluję każdy kęs. Jednak dych drugich dni jest coraz mniej i mam nadzieję, że niedługo znikną, by mój umysł w końcu mógł całkowicie zająć się innym (pożytecznym) :)

      Usuń
    3. Niektórym ciężko odbiec od takich przyzwyczajeń, ale cieszę się, że Tobie się to udało :) Wyglądasz kwitnąco! Jeszcze niedawno, kiedy biegałam, też świetnie się czułam, miałam świadomość tego, że jestem silna :) Pozdrawiam!

      Usuń
    4. Problem w tym, ze ludzie jedzeniem dbajacy o zdrowie ciala zapominaja czasem, ze jest cos takiego jak jedzeniowa przyjemnosc dla duszy:)

      J.

      Usuń
  11. Góry, góry <3 Przez 10 dni budziłam się i wystarczyło, że lekko podniosłam głowę, by móc je widzieć, w pełnej okazałości.
    Nie ma bata po maturze robię kurs na przewodnika :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę, że uwolniłaś się od tej kontroli. I gór też zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
  13. Cieszę się, że robisz to co kochasz. Najważniejsza jest samorealizacja, gonienie za marzeniami i uczucie dumy z siebie będące zwieńczeniem całego trudu i wysiłku

    (btw. pizza chyba cieniutka jak papier, co? :P)

    OdpowiedzUsuń
  14. ale ci zazdroszczę! pojechałabym , pochodziła, zrelaksowała się...

    OdpowiedzUsuń