Nie wiedziałam, że jestem w stanie przeżyć na pięciu godzinach snu sześćdziesiąt sześć weekendowych godzin biegania, ciągania za sobą walizek i atmosfery ciągłej imprezy. Nie wiedziałam, że jestem w stanie na tyle odciągnąć się od rzeczywistości, by myśleć tylko o tym, że biegnę na przód, a wszystko inne pozostawić gdzieś daleko w tyle. Odcięłam się na dobre.
Poproszę takie życie, albo chociażby zawsze takie weekendy. W zamian jestem w stanie codziennie pokonywać te wczorajsze górskie podbiegi i zbiegi na zabójczej dla stawów kamiennej trasie. W zamian, jak wczoraj, mogę żyć na jogurcie, izotoniku i połowie snikersa.
Jak mam blogowo opisać genialny weekend z genialnymi ludźmi? Jakkolwiek bym go nie opisała, będzie dla mnie niezapomniany.
Mimo, że przyjechałam do Krynicy z swoim biegowym klubem, 99% czasu spędziłam tu z zaprzyjaźnioną, przystojną męską częścią ekipy maratonówpolskich. (przekonałam się przy okazji, że plakietka "media" potrafi dużo zdziałać, szczególnie podczas przechodzenia przez zabezpieczoną ulicę trwającego maratonu lub jazdy firmowym samochodem przez jej środek ;)). W międzyczasie zjadłam śniadanie z Alą z lovely mornings, rozdawane za darmo lody, a późnym wieczorem, kolację przy, dobiegających z sąsiedniego stolika, radach na temat treningów i ulubionego uśmiechu znad kubka herbaty.
Z samej strony biegowej, Festiwal w Krynicy zrobił na mnie pozytywne wrażenie już od pierwszych chwil. Idealna organizacja, całe miasto zmienione w biegowy raj, każda knajpa zmieniona w miejsce biegowej dyskusji. Posiłki, koncerty, targi. Ciuchy, gadżety, testy. Startowałam w Życiowej Dziesiątce Taurona w sobotę oraz Biegu na Jaworzynę w niedzielę. Po raz kolejny przekonałam się, że biegi górskie wręcz kocham, chociaż w zawodach był to mój debiut. Każdy krok dokładnie przemyślany, z każdym krokiem stopa ostrożnie poznaje niepewny grunt, a całości dopełniają świetne widoki. To nie nudny bieg uliczny. Następnym razem muszę rzucić się na coś dłuższego, bo nawet znajomy z SBD zauważył, że rozkręciłam się na drugiej pętli, wyprzedziłam pięć kobiet i pewnie dogoniłabym jeszcze kilka, gdyby nie meta. Z moimi czasami, mistrzyni ze mnie żadna, no ale od czegoś trzeba zacząć. Za rok też koniecznie muszę tu zagościć i może by tak wybrać się gdzieś w góry na samo bieganie?
Z samej strony biegowej, Festiwal w Krynicy zrobił na mnie pozytywne wrażenie już od pierwszych chwil. Idealna organizacja, całe miasto zmienione w biegowy raj, każda knajpa zmieniona w miejsce biegowej dyskusji. Posiłki, koncerty, targi. Ciuchy, gadżety, testy. Startowałam w Życiowej Dziesiątce Taurona w sobotę oraz Biegu na Jaworzynę w niedzielę. Po raz kolejny przekonałam się, że biegi górskie wręcz kocham, chociaż w zawodach był to mój debiut. Każdy krok dokładnie przemyślany, z każdym krokiem stopa ostrożnie poznaje niepewny grunt, a całości dopełniają świetne widoki. To nie nudny bieg uliczny. Następnym razem muszę rzucić się na coś dłuższego, bo nawet znajomy z SBD zauważył, że rozkręciłam się na drugiej pętli, wyprzedziłam pięć kobiet i pewnie dogoniłabym jeszcze kilka, gdyby nie meta. Z moimi czasami, mistrzyni ze mnie żadna, no ale od czegoś trzeba zacząć. Za rok też koniecznie muszę tu zagościć i może by tak wybrać się gdzieś w góry na samo bieganie?
Jogurt z bananem i czekoladowymi płatkami.
Yogurt with banana and chocolate balls.
Yogurt with banana and chocolate balls.
Wpis uzupełnię zdjęciami z biegu na Jaworzynie i innymi z całego
wyjazdu, gdy tylko je zdobędę. Mimo zabranej na wyjazd lustrzanki,
fotografem w ten weekend nie miałam czasu być.
Wniosek jest jeden - miałaś po prostu świetny weekend. Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńWniosek drugi - co przeżyłaś to Twoje!!!!!
OdpowiedzUsuńale zazdroszczę takiej przygody :) i gratuluję, z wyjazdu na wyjazd zadziwiasz i jesteś coraz lepsza :)
OdpowiedzUsuńwpis jak zwykle powalający ^^ a mam pytanie - który jesteś rocznik? :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń94
UsuńZazdroszczę, fajna przygoda i super wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę panującej tam atmosfery. Pewnie nawet tylko dla niej opłacało się jechać ;).
OdpowiedzUsuńAle super, zazdroszczę weekendu ;)) Tak a propos tych reddsów na stole - pijesz alkohol? Jak często? I jaki jest Twoje zdanie o alkoholu, papierosach itp? Bo mam wrażenie, że dziewczyny z blogów śniadaniowych są raczej sceptycznie nastawione do takich rzeczy :D
OdpowiedzUsuńDziewczyny z blogów śniadaniowych są sceptycznie nastawione do wieeeelu rzeczy ;) Piję okazjonalnie - tu okazja był festiwal, papierosy to kasa wyrzucona w błoto.
Usuńzawodowa biegaczka ! kiedy ty masz czas na takie długie notki ? wow !
OdpowiedzUsuńśniadanie smaczniutkie !
Zazdroszczę tych wspaniałych przeżyć i pasji.. ;) swietna notka, mobilizujesz mnie, by nie przestawać biegać ;)
OdpowiedzUsuńBędziesz miała co wspominać;) :)
OdpowiedzUsuńTe reddsy i jogurt stanowią całkiem zabawny kontrast. ;)
OdpowiedzUsuńBiegaczka z Ciebie niesamowita! :) Mobilizujesz innych do pracy.
OdpowiedzUsuńŚniadanko proste,a z pewnością przepyszne.
PS Redd's żurawinowy..najlepszy :D
Jesteś niesamowita, podziwiam cię : ]
OdpowiedzUsuńJeszcze kilka górskich biegów i pożegnasz się z asfaltem;)
OdpowiedzUsuńFajnie widzieć, że coraz młodsze osoby zaczynają biegać dla siebie. ja osobiście trenuję bieganie w klubie, jestem w kadrze polski i strasznie mi się Twój blog podoba, moglabyś jeździć z nami na obozy, biegać i robić śniadania <3 :)) rozwijaj dalej swoje pasje, super, że sprawia Ci to radość :D Mój tato tez biega, tylko on tak bardziej rekreacyjnie, tez był w Krynicy :D pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuń