Przeszłam samą siebie i w dzisiejszym wpisie jest aż siedemnaście zdjęć. Jakoś jednak starałam się je upchnąć pomiędzy dwa posty opisujące festiwal, a chciałam pokazać tu jak najwięcej, tym bardziej, że w zeszłym roku zdjęć w Krynicy zrobiłam tylko kilka.
Tak jak w zeszłym roku - spacer krynickim deptakiem, tak jak w zeszłym roku - śniadanie z Alą (a nawet dwa śniadania, obiad i dwie kolacje...). Kolacja z ruskimi pierogami w góralskiej knajpie, a na śniadanie naleśniki w plenerze - nasza mała wielka tradycja. No i bieganie, tysiące ludzi pozytywnie zakręconych na tym samym punkcie. Wygrani już samą tu obecnością.
W tym roku startowałam tylko w jednym biegu, Życiowej Dziesiątce Taurona. Muszę przyznać, że bardzo chciałam, żeby te 10km rzeczywiście było życiowe, ale już na samym starcie przekonałam się, że będzie to dla mnie niewykonalne. Ból piszczeli (zapalenie, och proszę cię, nie wracaj!), ból brzucha, ogólne zmęczenie i nastawienie zmieniło się diametralnie. Do tego zmęczenia najbardziej przyczyniło się pewnie niewyspanie (Nocowanie na materacach rozłożonych na sali gimnastycznej nie było dobrym pomysłem na dzień przed zawodami. Ludzie startujący w ultramaratonie zaczęli się zbierać już o drugiej w nocy, budząc przy okazji wszystkich, gadając, krzycząc i chodząc tam i z powrotem. Trwało to jakieś 1,5h. Mimo wszystko wybaczam hałasy i wielki szacun dla was ludzie. Jesteście wielcy :)) Przetruchtałam się więc delikatnie do końca trasy, rozmawiając z równie wolno truchtającymi ludźmi. Nie ubolewali oni szczególnie nad tym czasowym faktem, tak samo i ja nie będę. Nie powinnam oczekiwać od siebie zbyt wiele po przebiegniętym miesiąc temu pierwszym w życiu maratonem, praktycznym braku odpoczynku po nim oraz późniejszym trenowaniu biegania tylko po dwa razy w tygodniu. Słabe warunki do bicia życiówek. Czas wziąć się porządnie do roboty.
Po tym całym górskim zamieszaniu, czterech godzinach drogi z zarysem szczytów w tle i rześkim powietrzem, zapragnęłam jakiegoś wypadu na szlaki. W przyszłe wakacje na pewno nie odpuszczę choćby i weekendowego wyjazdu na niedaleki Beskid Śląski.
pełnoziarniste naleśniki z dżemem jagodowym / kremem czekoladowym, bananami i rodzynkami, jogurt pitny pistacjowo-kokosowy
wholemeal crepes with blueberry jam / chocolate cream, bananas and raisins, pistachio-coconut drink yoghurt
BYŁO SUPER! Okłady na nogi z naleśników, piwko i pierogi na dzien przed biegiem, wylegiwanie na miękkich poduchach, pochwały od przechodniów za nasze wygimnastykowanie przy rozgrzewce, suche żarciki o Kenijczykach na starcie, obczajanie setek biegowych butów i to samo tempo jedzenia <3 będę dluuuuugo wspominać :-* dozo w październiku ;)
OdpowiedzUsuńA tak, zapomniałam o "Kenijczycy właśnie dobiegają do mety." zaraz po wystrzale sygnalizującym start :D <3
UsuńAle koniec końców i tak wygrał Polak!
UsuńWZ *_*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, jeśli to ją Cię obudzilem w środku nocy przed startem ;)
OdpowiedzUsuńNaleśniki wyglądają super. ! :)
P
:D
UsuńNie ma sprawy ;)
Naleśnikowa sobota widzę, że idealnie celebrowana :D
OdpowiedzUsuńale fajnie :) zdjęcia świetne, oddają klimat :) zazdroszczę wyjazdu :)!
OdpowiedzUsuńRobienie naleśników na nodze najlepsze! :D
OdpowiedzUsuńale macie prowiant dziewczyny! ;) jak ja przed podróżą chociaż moje to były kanapki w różnych kombinacjach :D
OdpowiedzUsuńWidać, że znowu dobrze się bawiłyście :) Super. Co do naleśnikowego zaopatrzenia, zapewne wzbudziłyście lekką zazdrość każdego, kto je zobaczył. :D
OdpowiedzUsuńWygrani już samą tu obecnością - myślę, że Ty też wygrałaś :) Bo mimo bólu i ogólnego zmęczenia pobiegłaś. To dużo znaczy.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że całe przedsięwzięcie dało Ci tyle uciechy :D
Dzięki za Krynickie zdjęcia... Wieki tam nie byłam, a kocham tą miejscowość:)
OdpowiedzUsuńnaleśniki, mmm <3
OdpowiedzUsuńwidzę, że fajnie się bawiłyście :D
naleśniki, mmm <3
OdpowiedzUsuńwidzę, że fajnie się bawiłyście :D
byłam w Krynicy, jest piękna! : ) cudowne jedzonko! : )
OdpowiedzUsuńUwielbiam to miasto, jest piękne!
OdpowiedzUsuńNaleśniki zdecydowanie bomba :D
Pozdrawiam!
naleśniki w środku z bananem które kiedyś zrobiłam z tego co pamiętam, były pyszne;)widac, że wyjazd był super.
OdpowiedzUsuń