Chce ci się?
Odkąd pamiętam zawsze ktoś, czy to na łamach bloga czy po prostu na co dzień, pyta mnie skąd czerpię motywację i czemu właściwie trenuję. Standardowym i najczęściej słyszanym tekstem jest "Chce ci się tak?" - Tak, chce, a właściwie chciało... Ale o tym zaraz.
Od zawsze bawiły mnie takie pytania, treningi sprawiają mi ogromną radochę, satysfakcję, dodają pewności siebie oraz masę endorfin. W skrócie: każdy trening pozytywnie nakręca do zrobienia następnego, mimo bólu czy drobnych kryzysów. Tym sposobem od trzech lat dziwiłam się wszystkim ciekawym moich źródeł motywacji. Motywacją było po prostu to doskonałe uczucie po treningu, które tak uzależnia. I trwał ten błogi stan do niedawna i upojona bieganiem Sylwia skakała przez kałuże w nawet największej ulewie i nawet w największej lawinie zdziwionych spojrzeń. Tu też powstał wpis o treningowej euforii (link).
Blokada, przetrenowanie?
Nagle jednak radość z biegania zaczęło zastępować dziwne uczucie przymusu, presji i stresu. Zupełnie tak jakbym przestała biegać dla tej wolności i szczęścia, a najważniejszy stał się wynik, sekundy, minuty wiszące nade mną podczas każdego treningu. Głowa z czasem coraz bardziej zaczęła blokować nogi, jakby jakaś jej część odpowiedzialna za czerpanie przyjemności zorientowała się, że coś jest nie tak i kazała zaprzestać męczarnie. Wychodziłam biegać, bo taki był plan treningowy, gdy nie wychodziłam, to cały dzień chodziła za mną wredna i dusząca, myśl, że zawiodłam. Nie wiem kto miałby się czuć zawiedziony moim kiepskim czasem czy brakiem treningu, chyba tylko ja sama i chyba właśnie to rozczarowanie samym sobą jest tu jego najgorszą formą.
Wtedy zepsuł się mój Garmin, miałam go zgłosić do reklamacji od razu, ale do teraz tego nie zrobiłam, zwlekając trochę i próbując biegania bez czasomierza i gps. Pierwsze 10km bez tego, jak dotąd nieodłącznego towarzysza treningów okazało się strzałem w dziesiątkę. Bez zerkania w stronę nadgarstka biegło się lżej i szybciej. Kolejne wyjścia nie wyglądały już tak bajkowo - znalazłam się w punkcie wyjścia i czy to zawody, motywujące do działania książki czy spotkanie w gronie znajomych biegaczy, nie zmieniało podejścia.
Nie widzę w tym wszystkim przetrenowania, nie czuję bólu ani zmęczenia mięśni. Jednocześnie też, ćwicząc na siłowni, potrafię cieszyć się z treningu, znajdując w nim spokojną przystań pomiędzy uczelnią a domem. Tylko gdy biegnę, nie mogę się odciąć od wszystkiego jak kiedyś, a potem zatrzymuję się i przechodzę do marszu. Dopiero gdy uspokoi mi się oddech, ruszam dalej. Wtedy zastanawiam się, czemu właściwie się zatrzymałam, skoro nie bolały mnie nogi ani nie miałam zadyszki i nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Dajcie mi trochę wolnego
Postanowiłam, że po krakowskim maratonie nie będę na siłę wracała do biegania ani startów. Nawet gdyby przerwa miała trwać miesiąc, wierzę, że nie zgasła we mnie całkowicie miłość do tego sportu i nie da długo czekać na kolejne wkroczenie na biegowe ścieżki. Może potrzebuję zatęsknić, może potrzebuję przerwy, a może już po samym maratonie zupełnie zmieni się moje nastawienie.
Zostaje mi czekać na 18 maja i na to co będzie po nim. Jestem dobrej myśli :)
U mnie równiez wkręciła się taka monotonia,brak motywacji i pełnego zaangażowania. Może to przez natłok obowiązków sport odchodzi w odstawkę? Tez nie wykonując treningu czuję się okropnie,mam do siebie okropne pretensje..lecz następnego dnia dzieje się to samo.
OdpowiedzUsuńJuż sama ne wiem co z tym zrobic. Chyba to musi minąć ..samo
Pozdrawiam
A mi się wydaje, że zatraciłaś się w przygotowaniach do maratonu i przestałaś czerpać z tego przyjemność. Sama miałam podobny okres przed połówką, zupełnie nie chciało mi się biegać, a po niej odpuściłam sobie bieganie na kilka dni, ewentualnie wyszłam i przebiegłam jakiś krótki odcinek. Odwyk biegowy trwał chwilę, a później wróciłam z wielkim głodem i chęcią na więcej. Myślę, że u Ciebie będzie podobnie :)
OdpowiedzUsuńBardzo prawdopodobne, mam nadzieję, że tak będzie :)
UsuńMi też się "przejadło". Odłożyłam bieganie na "jakiś czas", czekałam aż poczuje znów to coś, tą chęć do biegania, zazdrość gdy widzę jak inni biegną, tą tęsknotę za przyspieszonym tętnem i tupotem stóp... I wróciła! Po miesiącu, ale jaka to była radość znów biegać... Wszyscy mi się pytali, dlaczego nie biegam, nie bije kolejnych rekordów, a moja odpowiedź: bo chyba nie o to chodzi w bieganiu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i udanego weekendu :)
Od jakiegoś czasu mam tak samo Sylwia. Głowa całkowicie mi się zablokowała i czuję, że po prostu nie umiem wykrzesać z siebie takiej mocy jak kiedyś. I to nie jest wina jakiegoś tam przetrenowania bo moje bieganie w tym roku miało mało do czynienia z prawdziwym bieganiem przez duże B. Trzymam kciuki i mam nadzieję, że szybko wróci Tobie radość i chęć do biegania!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Aga
Trzeba sobie na chwilę odpuścić, zająć się czymś innym, aż w końcu się zatęskni za tym, co dawało tyle frajdy :)
OdpowiedzUsuńBo ze sportem to jak i z wszystkim w życiu - czasem potrzebujemy upewnienia, że to faktycznie ma sens. Obyś to upewnienie znalazła :)
OdpowiedzUsuńBlokada może wynikac z tego,że biegasz po to aby schudnac, wspomagając redukcję i kiedy pojawią się pierwsze efekty w głowie pojawia się coś typu " po co biegac, skoro już schudłaś " wydaje mi się, że to może byc jednym z powodów ;)
OdpowiedzUsuńBieganie dla przyjemnosci, a bieganie dla redukcji, to dwie inne bajki pod względem psychiki.
O, tak na to nie spojrzałam. Fakt, zawsze biegałam dla samego biegania, a teraz doszedł ten aspekt.
UsuńKażdy ma takie chwile, wtedy trzeba się zatrzymać i zadać sobie pytanie "jakie ćwiczenia by mi sprawiły przyjemność" . Może jeszcze nie wiesz, a może to boks, czy rolki - potrzebujesz nowych bodźców, innych doświadczeń. Czasem przerwa też dobrze robi, bo się zatęskni :)
OdpowiedzUsuń