W tym roku starałam się na chwilę oderwać od mojego wizerunku dziewczyny z aparatem i zrobiłam tylko dwa zdjęcia z wszystkich siedmiu woodstockowych śniadań. Poza tym udało mi się złapać parę kadrów podczas naszych wędrówek po polu, a przez resztę czasu mój telefon grzecznie spoczywał w pasie przy biodrze. Musicie mi jednak uwierzyć na słowo, że tegoroczne śniadania pod namiotem nie różniły się niczym od tych z lat poprzednich. Motyw przewodni: kajzerki, jogurty, kabanosy i francuskie ciastka z czekoladą ;) Dolejcie do tego tygodniową sporą ilość alkoholu, a 3 dni później powędrujcie do szpitala na badania krwi, żeby dowiedzieć się, że macie lekko przekroczone normy wątrobowe i powinno pomóc nieco zdrowsze odżywianie ^^
Z wydarzeń absolutnym mistrzostwem tegorocznego Woodstocku był "Stand Up bez cenzury" na scenie ASP. Uwielbiam ten humor i nie mogłam tego przegapić. Podobnie jak w zeszłym roku, podczas kabaretów na dworze powstała ściana wody. Lało jak z cebra i dziękowaliśmy sobie, że wyszliśmy wcześniej i załapaliśmy się na miejsce praktycznie pod samą sceną, pod zadaszeniem. Tym razem też uczeni swoim zeszłorocznym błędem zamknęliśmy wierzch namiotu i nie musieliśmy spędzić nocy w samochodzie :D Poprzednio kompletnie zalało nam karimaty.
Pomijam tu już wszelkie koncerty, o które zahaczyłam na tegorocznym festiwalu. Wierzcie mi lub nie, ale na samym przystanku schodzą one na dalszy plan, pierwszy jest aspekt przede wszystkim towarzyski. Ach to ciepło, te rozmowy, ten klimat, to tańczenie przed namiotem o trzeciej nad ranem... Jest się w tym wszystkim kilka centymetrów nad ziemią, daleko poza tym co nas otacza. Jest tylko uśmiech na ustach, a przez te gęste powietrze, dym papierosów i ziół oraz kurz pod stopami, nie przebija się ani drobina szarej codzienności. Z tej kolorowej woodstockowej codzienności wyłoniły się też dwie osoby, które na przystanku mnie rozpoznały i podeszły się przywitać. Dziękuję wam dziewczyny, poczułam się przez moment trochę sławna ;D Kompletnie nie mam pamięci do imion, więc ich tu nie wymienię, ale to nie umniejsza mojej radości z tych spotkań :)
Woodstockowe must have, czyli co koniecznie ze sobą zabrać:
- pieniądze (Nie biorę nigdy ze sobą karty do bankomatu, a z pieniędzy na spokojnie starcza mi jakieś 400zł, już łącznie z kupnem alkoholu i z kilkukrotnymi wizytami w stoiskach gastronomii, kebabie, Tesco i Lidlu),
- jakieś jedzenie na pierwsze dni, gdy polowy Lidl na terenie festiwalu nie jest jeszcze otwarty (Trzeci raz z rzędu przyjechaliśmy na woodstock w niedzielę, tydzień przed koncertami. Co roku jest tego dnia więcej ludzi, w tym ta ilość naprawdę mnie zaskoczyła. Jedzenia nie biorę ze sobą za dużo, bo i tak przez pierwsze dni sporo chodzimy w ciągu dnia, więc nawet kilka razy dziennie jesteśmy w stanie zahaczyć o Tesco odległe od naszego obozowiska o jakieś 2,5km. To samo tyczy się alkoholu.)
- namiot, karimata, śpiwór, koc, gruba bluza i legginsy (Zestaw nocnego zmarzlucha. Wierzcie mi lub nie, ale noce bywają na polu naprawdę dokuczliwe nawet w największe upały. Chyba, że jesteś zalany w trupa i jest ci wszystko jedno, ale ja jednak wolę być zmarzluchem ;) W tym roku dzienna temperatura była dużo niższa niż w latach poprzednich, więc noce były szczególnie zimne.)
- folia malarska (Przydaje się w razie deszczu jeśli wasz namiot nie ma dodatkowego tropiku. Dobrze też chroni przed wiatrem.)
- ręcznik, mydło, szczoteczka, pasta, golarka, papier toaletowy, wilgotne chusteczki (Zwykle ze dwa-trzy razy korzystam z płatnych prysznicy dostępnych na polu, a resztę kąpieli zastępuje pięciolitrowy baniak z wodą lub lodowate krany - w tym roku nie sprawdzały się one ani trochę, bo nie dość, że temperatura powietrza nie przekraczała 20 stopni, to jeszcze woda leciała tak słabo, że nie dało się nawet spłukać piany z ciała.)
- reszta ciuchów (polecam branie takich, których nie będzie wam żal jeśli się zniszczą): koszulki, spodenki, jedne długie spodnie, jakieś koszule do przybrania, chusty do ochrony przed pyłem (W tym roku był naprawdę gęsty, z daleka wyglądał jak porządna mgła.), no i oczywiście bielizna
- sztućce, talerzyk lub plastikowe tacki, kubek lub kubeczki plastikowe (coś, gdzie będziecie mogli mieszać drinki ;))
- plastry, bandaż, woda utleniona, gaza (Jedna dziewczyna chodziła po polu pytając wszystkich czy mają, bo zraniła się w rękę, a woodstockowy Pokojowy Patrol nie miał u siebie gaz, więc warto wziąć ze sobą na wszelki wypadek.)
- ani jednej troski (Ale w sumie nawet jeśli zapomnicie zostawić je w domu Woodstock skutecznie poradzi sobie z nimi już pierwszego dnia).
PEACE, LOVE & ROCK N ROLL!
Ja od siebie mogę polecić jeszcze płyn antybakteryjny niezastąpiony po opuszczeniu tojka ;) trochę cię wypatrywałam w tłumie, ale niestety się nie udało!
OdpowiedzUsuńZaraz będzie ciemno!! Też byłam, super atmosfera. Niestety tylko na 2 dni, bo w sobotę jechałam na wesele. Generalnie miałam odpuścić w tym roku, ale w ostatnim momencie spakowaliśmy się i ruszyliśmy do Kostrzyna. Nie żałuję :)!
OdpowiedzUsuńWspaniale było Cię poznać! Do zobaczenia za rok :D !
OdpowiedzUsuńBasia jestem, miło poznać :D
OdpowiedzUsuńświetne to opisałaś! też byłam w tym roku ;)
OdpowiedzUsuń[ice maiden]