owsianka z jabłkiem, bananem, Mlekołakami, suszoną żurawiną i waniliowym syropem
oatmeal with apple, banana, chocolate balls, dried cranberries and vanilla syrup
Podróż do Fabryki Lubelli doczekała się w końcu relacji i zdjęć. Sama propozycja jej zwiedzenia napełniła mnie entuzjazmem i wiedziałam, że nie mogę się nie zgodzić. Miłość do makaronu wygrywa u mnie często.
Jak już pisałam zaraz po przyjeździe, najpierw pojechałam do Siaśki, do Poznania, a stamtąd do Warszawy. W stolicy załadowałyśmy się do busu, gdzie w krótkim czasie pojawiło się wiele bloggerek i bloggerów. Większości nie znałam w realu, ale regularnie odwiedzałam ich blogi, tym bardziej było to dla mnie miłym zaskoczeniem (przed podróżą nie wiedziałam kogo z blogowego świata spotkam).
W busie zdążyliśmy porozmawiać o kulinariach, blogach i nie tylko, a gdy już dojechaliśmy na miejsce, naszym oczom ukazała się fabryka. Lubella przyjęła nas ciepło, jak dla mnie przyjazną atmosferę wprowadził też rozchodzący się na terenie fabryki intensywny zapach topionej czekolady. Wszystko to za sprawą produkowanych tam czekoladowych Mlekołaków.
Dostałyśmy plakietki z naszymi nazwiskami, fartuchy, zostałyśmy podzielone na dwie grupy i najpierw udałyśmy się do młyna. Zobaczyłyśmy jak dokładnie selekcjonowane są ziarna, wyrzucane wszelkie zanieczyszczenia, oczyszczane i wielokrotnie mielone. Idealna, miałka semolina dla pysznego makaronu.
We właściwej fabryce zaskoczyła mnie różnorodność głowic produkujących wiele kształtów makaronu. Każdy znalazłby coś dla siebie. Tam też kontrole wilgotności partii, jakości i całej produkcji. Wszystko zautomatyzowane i z niewielkim udziałem człowieka.
Po zwiedzaniu wypełnionym niejednym uśmiechem, zostałyśmy zaproszone na obiad na lubelskim starym mieście. W menu królowały makarony, trudno było wybrać jedną potrawę, więc próbowałyśmy wszystkiego po trochu.
Zmęczona, ale zadowolona, wróciłam, obładowana produktami Lubelli (jadąc samotnie powrotnym pociągiem do Katowic, wyglądałam prawie jak ambasadorka Lubelli, z dwiema dużymi firmowymi torbami na siedzeniu obok ;)
Wszyscy bloggerzy:
pyszna owsianka :D wieki nie jadłam takich czekoladowych kulek ;>
OdpowiedzUsuńbardzo fajna sprawa z tą wyprawą do Lubelli :)) zazdroszczę przygody! :D
owsianka <3 co za wycieczka ,ja też chcę! :)
OdpowiedzUsuńkiedy ja ostatnio jadłam takie czekoladowe kulki? najbardziej lubiłam z bananem :) fajna przygoda, a najbardziej zazdroszczę Ci produktów Lubelli :)
OdpowiedzUsuńWidać, że świetnie się bawiłyście, fajna przygoda!
OdpowiedzUsuńI Twoja łychostajna owsianka przypomniała mi, że muszę kupić żurawinę ;)
Do pozazdroszczenia taka wycieczka :)
OdpowiedzUsuńPyszna owsianka!
Pyszna owsianka, a wyprawa jeszcze lepsza:)
OdpowiedzUsuńTakie spotkanie musiało być na pewno bardzo miłe :)
OdpowiedzUsuńciekawie wygląda ta owsianeczka.:D
OdpowiedzUsuńzazdroszczę wyprawy.. ;)
OdpowiedzUsuńa czekoladowych kulek nie jadłam wieeki..
A ja się aż uśmiechnęłam po przeczytaniu nazwy tych płatków. Ambasadorka lubelli- jak to dumnie brzmi!
OdpowiedzUsuńSpotkanie w dużym gronie, bardzo miło :) I ekstra przygoda!
OdpowiedzUsuńChętnie bym przygarnęła te wszystkie makarony, oj tak :D
OdpowiedzUsuńSylwia,proszę, podasz dzisiejszy jadłospis?:(
OdpowiedzUsuńAle wiesz, że ja to specjalnie ignoruję od kilku dni?...
UsuńHaha ;*.
Usuńfajna sprawa z tą fabryką lubelli ;)
OdpowiedzUsuńoczywiście ja uwielbiam twoje owsianki *-*
To jeszcze trzeba zobaczyc fabryke czekolady ;)
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam i patrzę na zdjęcia. Od razu skojarzyłam jedną twarz ze zdjęcia, ale nie ma jej w linkach. Chodzi mi o panią z http://www.eksperymentalnie.com/
OdpowiedzUsuńA no i oczywiście lubię te Twoje napakowane owsianki. :)
Jest. makaroniary to też ona :)
UsuńJa również dziękuję za miłe towarzystwo.
OdpowiedzUsuńFajna relacja, fajna przygoda :)
OdpowiedzUsuńPycha śniadanie :D
Było świetnie :D
OdpowiedzUsuńI te dwa dni przed wyprawą i sama wyprawa. Już nie mogę doczekać się następnej haha, weź zapasową parę butów :*
Musiało być super, fajnie wyglądacie w tych białych wdziankach i tych kondomkach na głowach :D
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Wam tego zwiedzania, też bym chciała zobaczyć jak robią te makarony :D
OdpowiedzUsuńCześć tak sie zastanawiam jak robisz swoją owsianke bo moja mi nigdy nie wychodzi
OdpowiedzUsuńNa pewno było to ciekawe i miłe doświadczenie ;) pozazdrościć! :D
OdpowiedzUsuńMaria zrobienie owsianki to nic prostszego, a śniadanko jest przepyszne.
OdpowiedzUsuńJa robią ją tak.Płatki owsiane zalewam na noc wodą - do zmięknięcia. Rano dodaję do owsianki starte jabłko, banana, rodzynki ,,,, i śniadanie gotowe mniam :-) polecam