Strony

Beskid Śląski. Szczyrk na weekend.


Mam to szczęście, że mieszkając na Górnym Śląsku wystarczy mi godzina drogi samochodem (lub
cztery rowerem, jak kto woli ;)) by znaleźć się na spokojnych górskich szlakach Beskidu. Koniec końców wystarczy więc tylko krótka narada i jeszcze tego samego dnia jestem tam, w tej ciszy, pięknych widokach i wyczuwalnie czystszym powietrzu. W ten weekend właśnie tak postanowiliśmy się rozpieścić.

Szczerze mówiąc tym razem zmierzałam w tym kierunku tylko w ramach rekompensaty, że nie udało nam się w tym roku wyrwać nigdzie tylko we dwoje. Z powodu majowej kontuzji kolana i pojawiającym się w nim jeszcze czasem dyskomforcie nie nastawiałam się na podróż w stronę górskich szlaków, a nawet poinformowałam Mateusza, że nie będę tym razem chodzić po górach. Odpowiedział tylko zdziwioną miną i lekkim uśmiechem, wiedząc, że nie dotrzymam tej cichej obietnicy. Wiedział też, że to, że ćwiczę już nogi z dodatkowym nawet 80-kg obciążeniem jest tu jakimś argumentem, ale nie musiał go używać. Nie musiał, bo w sobotę wstaliśmy rano i po śniadaniu bez zbędnych konsultacji po prostu ruszyliśmy na szlak.


Kierowaliśmy się od centrum Szczyrku w stronę Chaty Wuja Toma, Przełęczy Karkoszczonka, a później mieliśmy przejść jeszcze trochę wyżej i zejść okrężną drogą spowrotem do centrum. Nie mieliśmy ze sobą mapy, co okazało się najgłupszą rzeczą tego dnia, ponieważ polegaliśmy tylko na lokalizacji online. Po kilkunastu kilometrach okazało się, że minęliśmy zamierzone zejście i mieliśmy do wyboru nadłożenie godziny powrotnego marszu tą samą trasą w poszukiwaniu dobrego szlaku lub zejście niżej tym na którym byliśmy przez co wylądowalibyśmy na głównej drodze jakieś 6km za miastem. Całe szczęście wybraliśmy powrót górami, bo to podczas schodzenia czekały na nas najpiękniejsze widoki. Kolano koniec końców zdało egzamin, bo tylko przez chwilę dawało o sobie znać i to podczas stromego podejścia. Jestem przeszczęśliwa :D
Całą wyprawę uwieczniły i ratowały ciastka w plecaku ;) Jestem zdania, że na takich wyjazdach nie ma się co spinać z liczeniem kalorii czy makroskładników. Jeśli cenimy sobie aktywny wypoczynek, tym bardziej nie powinniśmy przejmować się wtedy bilansem, a po prostu wyluzować i cieszyć się tym czasem. Tak powiedział też mój trener, a wiecie, co mówi trener to święte :D

Wszystkie zdjęcia z tego wpisu są zrobione naszymi telefonami, bo nie zabierałam lustrzanki na weekend, ale myślę, że nawet nie ma wielkiej tragedii.

3 komentarze:

  1. Niesamowicie Ci zazdroszczę bliskości gór... Byłabym tam co weekend.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak miło czasem zobaczyć rodzinne (mniej lub bardziej) okolice gdzieś na czyimś blogu. ;) Cieszy mnie, gdy docenia się jak śliczne są Beskidy. :)

    OdpowiedzUsuń