Domowy truskawkowy "Froop" z pieczoną owsianką. Ricore z waniliowym mlekiem sojowym.
Homemade Fruit-Bottom Yogurt with baked oatmeal. Chicory coffee with vanilla soy milk.
Jogurt zrobiłam z tego przepisu: simplebites. Użyłam mrożonych truskawek. Do gotujących się owoców dodałam syrop klonowy. W niewielkiej
ilości wody rozpuściłam trochę kukurydzianej mąki i wmieszałam do garnka. Po schłodzeniu sos robi się znacznie gęstszy, ale trudno oprzeć się ciepłemu dodatkowi do jogurtu, więc i w tej postaci polecam. Z tego samego przepisu przygotowywałam w
zeszłym roku sos malinowy wykorzystany m.i. do chlebowego puddingu (195) i twarogu (193). Może być zrobiony w większej ilości i kilka dni stać w lodówce. No i jak wobec takiego smaku można kupować gotowe przesłodzone serki? Kto raz spróbuje takiej wersji naturalnego, już do nich nie wróci.
W sprawie przyspieszenia metabolizmu
pisałam o sporcie, pisałam o kaloriach, wadze śniadania i zdrowych
produktach. Przypomniał mi się jednak jeszcze jeden aspekt, który może
trochę przechylić szalę, coś, co "praktykuję" od dawna i jest dla mnie
tak normalne, że kompletnie zapomniałam o tym wspomnieć. Chciałabym
przedstawić wam mój dzień (ew. dni) w stylu "nawpychaj się ile wlezie,
nic ci nie będzie". Wstaję wtedy rano, jem gigantyczne śniadanie z myślą
o zjedzeniu czegoś lżejszego na lunch. Po zabranej ze sobą sałatce,
kupuję drożdżówkę/lody lub wpadam na festiwal makaronu/pizzy ze
znajomymi. Wieczorem oblewamy czyjąś osiemnastkę przy suto zastawionym
stole. Znając siebie i tak sięgam po pierwszą frytkę (Tu pragnę
wytłumaczyć, że przy produktach typu frytki i pieczone ziemniaki nie
jestem w stanie poprzestać na jednej dokładce. Kończy się więc na
wypatrywaniu białych półmisków z chrupką, nie ważne, że już zimną, słoną
i ziemniaczaną zawartością - bo przecież na tym obok mnie nic już nie
zostało.). Inny scenariusz to rodzinna impreza z własnoręcznie
wykonanymi maślanymi kremami w ciastach i majonezowymi sałatkami,
Wielkanoc, Boże Narodzenie czy po prostu ponury dzień spędzony w domu
przy słoju orzechowego masła. Zdarza mi się coś takiego średnio raz w
miesiącu i o ile nie trwa dłużej niż kilka dni, negatywnych skutków
brak. Może to nie ma naukowego związku, ale metabolizm ruszył mi
najbardziej po ostatnich dniach grudnia, a nie pierwszych dniach marca,
kiedy rozpoczynałam nowy treningowy plan. Róbcie jak chcecie, pilnujcie
ściśle swoich żywieniowych ram, a nawet przyzwyczajajcie organizm do
małej ilości jedzenia, a potem marudźcie: "Ludzie, jaki ja mam słaby
metabolizm. Jedni to mogą jeść ile chcą i nie tyją."*. Ja stawiam na
dzień odstępstwa od norm, wychodzący najzwyczajniej w świecie,
nieplanowany. Nieświadomie wyzywam pokarmowy układ.
- Hej! Kiedyś dawałeś radę. Chcesz jeszcze ciasteczko?
- A poproszę. Mogą być cztery.
Następnego dnia nie płaczę z wyrzutami i nie żyję "na liściu sałaty" - to w drugą stronę nie działa. No chyba, że jak Sue, karmi się żyrafy, tu sałata może się przydać ^^.
A teraz wszyscy dietetycy rzucają mi się do gardła ;)
*Nie
jest to może całościowy obraz, bo kogoś problem w tym stylu może być
związany z chorobą lub, jak było w moim przypadku, wychodzeniem z
drastycznej diety (Mam nadzieję, że sobie tego nie zafundowałaś, ale
jeśli już jesteś po, zwiększaj bilans o 100kcal tygodniowo. W ten sposób
np. z 1000 do 2000 przechodzi się w 10 tygodni, a potem można stosować
się do powyższego - sprawdzone osobiście.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWiesz co, trafiłaś w samo sendo, w tym wpychaniem!
OdpowiedzUsuńTez tak mam średnio raz na miesiąc, czasami dwa lub nawet trzy, zależy od mojego humoru. ' To będę gruba i extra! '
Ostatnio było w moje imieniny, gdzie wstałam rano, zjadłam śniadanie, zaraz poszłam po opakowania lodów- było ich ok. 2 litry-zjadłam ze smakiem. Zaraz dokończyłam (na oko) min. 100g masła orzechowego, potem były jakieś ciasteczka, bakalie itp. Dopiero człowiek jest szczęśliwy. I odziwo waga stoi w miejscu, chociaż na tym mi nie zależy. I chyba dzisiaj w 50% będzie taki dzień coś czuję:D
A jogurt musze koniecznie spróbować!
Pieczona owsianka <3333
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia, i wczoraj dzięki Tobie zrobiłam moją pierwsza jaglankę śniadaniową i była przepyszna! :* A teraz mnie skusisz na pieczoną owsiankę ;)
OdpowiedzUsuńA co do takich dni, niestety, ja się nie zaliczam, u mnie jest zawsze 2 kg na plusie, nawet gdy nie zjem jakoś masakrycznie dużo, no ale to już mój problem ;)
Kusi ten jogurt.
OdpowiedzUsuńA co do tego nawpychania się, to ja właśnie jestem po takim wybryku z +1,5kg na wyświetlaczu wagi. Oczywiście, nie zamierzam się teraz głodzić ;) ale faktycznie fajnie by było móc się raz na jakiś czas tak najeść i nie przytyć ;) Tylko nie wiem, może nie u każdego tak to działa...
Ta ściekająca strużka wygląda bajecznie, oblizałaś? Ja bym oblizała :D
A może chodzi o to, żeby nie ważyć się następnego dnia? ;) Przecież to wtedy nie tłuszcz tylko jedzenie w żołądku. Dlatego właśnie najwłaściwszym wskaźnikiem jest miara krawiecka ew. stawanie na wadze nie częściej niż raz na tydzień.
UsuńOblizałam ;)
następnego dnia to raczej nie jedzenie, bo po nocy już jest wszystko strawione (chyba że je się do rana ;D), ale niezdrowe jedzenie powoduje magazynowanie wody w organizmie, to pewnie to.
Usuńod jednego dnia niezdrowego jedzenia się nie przytyje, tak jak od jednego dnia zdrowego jedzenia nie stanie się szczupłym i zdrowym ;p
p.s. teraz mam ochotę na pieczone ziemniaki...
Też mam taki dzień/dni w miesiącu, że jem cały czas i wszystko co popadnie :D A potem przechodzę do normalnego trybu odżywiania i faktycznie działa to na mój metabolizm pozytywnie ;) Tylko mam często wydętą dolną część brzucha pomimo ćwiczeń.
OdpowiedzUsuńNa początku myślałam, że na tym jogurcie są orzechy włoskie :) Świetnie to wygląda, ale strasznie tego mało... odchudzasz się ?! :D:D
OdpowiedzUsuńTaaa tak się odchudzam, że piszę o obżeraniu się ;)
UsuńŚniadanie prezentuje się pięknie. Chyba masz rację z tym przyspieszaniem metabolizmu. Coś w tym jest, byle takie przypadki zdarzały się faktycznie jednorazowo raz na jakiś czas ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam truskawy właśnie jako taki słodki mus, podany z jogurtem!mhmh a jeszcze do tego pieczona owsianka!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że masz na prawdę dobry sposób na przyśpieszenie metabolizmu. Jeżeli cały czas trzymamy apetyt na wodzy to czasem dobrze jest zrobić sobie właśnie dzień odpoczynku i zjeść to na co ma się ochotę! super ; )
ale ja zawsze uważałam, że od czasu do czasu dzień odstępstwa się należy :D u mnie jest on za często hihihi
OdpowiedzUsuńA ja osobom, które maja słaby metabolizm, zanim przeczytają to co napisała Sylwia, proponuję zbadać tarczycę. Mój stojący praktycznie w miejscu metabolizm (wywołany niedoczynnością tarczycy) był bezpośrednią przyczyną mojej nadwagi, której nie mogłam zrzucić nawet po zakończeniu leczenia.
OdpowiedzUsuńDopiero po zrzuceniu 10 kg spowolniony metabolizm wywołany był niewłaściwą wręcz, nienormalną dietą, wcześniej to kwestia tylko i wyłącznie tarczycy.
Teraz jem w miarę normalnie, choć staram się jeść jak najwięcej warzyw i unikać słodyczy i tłustych rzeczy typu frytki z głębokiego tłuszczu. Ale jeśli straszną maam ochotę - po prostu jem. I jakoś żyję, a co więcej - jakoś wyglądam.
kiedyś też miałam takie dni obżarstwa :) niestety u mnie nie kończyło się to na jednym dniu... obrałam więc inną metodę - niemal codziennie sobie dogadzam ciasteczkiem to tu, to tam. takie małe przyjemności, a cieszą i sprawiają, że nie rzucam się jak szalona na pierwszą lepszą słodycz :D no i metabolizm jeszcze nigdy tak nie śmigał (choć pewnie to i sportu duża zasługa)
OdpowiedzUsuńTo też popieram ;)
UsuńPysznie! Zjadłabym sobie!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w 100%.
OdpowiedzUsuńSama wychodziłam dość długo z drastycznej diety i bałam się zwiększać kalorie. Teraz, nawet gdy zjem jednego dnia obiad u Babci ( a każdy wie, że Babcine obiadki są niemiłosiernie ogromne! ), a na deser zjem spory kawałek ciasta czy coś podjem to następnego dnia czuję się dużo lżej bo metabolizm przyspieszył.
pyszny musi być ten jogurt *.*
OdpowiedzUsuńMam takie miesiące, w których dni wyżej przez ciebie opisane występują 3 razy w tygodniu. Najpierw marudzę, a później się z siebie śmieję. Trudno, nauczka w postaci pryszcza musi być. To chyba zbyt często, ale co poradzić, jak taaaaak kocha się piec. ;d
OdpowiedzUsuńOj, nie, nie, nie. Żyrafy wcale nie lubią sałaty! To jest inny gatunek. Mięsożerny, czekoladożerny, żelkożerny. Żyrafy łasuchy!
Ja tez tak robie, raz w tygodniu, a waga i tak leci - oczywiscie pod warunkiem, ze reszta tygodnia to zdrowe i regularne jedzenie + trening.
OdpowiedzUsuńTutaj tez o tym:
http://www.zyjmocno.pl/post/17708185883/tcz
Na rozkręcenie metabolizmu najlepsze są domowe ciacha, koniecznie z kruszonką, ewentualnie kremem :D.
OdpowiedzUsuńdoszłam do bardzo podobnyych wniosków.
OdpowiedzUsuńnajwiększy błąd jaki człowiek może zrobić następnego dnia po obżarstwie to głodówki, czy drastyczne obcięcie kalorii. od czasu do czasu warto pozwolić sobie na coś kalorycznego :)
Problem jest wtedy gdy organizm ma problem i z tarczycą i z żołądkiem :D Wtedy obżarstwo skończy się źle i na wadze i dla żołądka :)
OdpowiedzUsuńmmm tyle pyszności w jednej szklance! wspaniale wygląda ;)
OdpowiedzUsuńmasz rację, lepiej jeść więcej niż nic, albo w malutkich ilościach, to baardzo rozkręca metabolizm :D wiadomo nie codziennie się obżerać, ale z głową :)
jesli dana osoba ma wszystkie wyniki w normie to rzeczywiscie w zupelnosci sie zgadzam, nie ma w tym nic zlego.
OdpowiedzUsuńNiestety wiekszosci mlodym dziewczat do rozumu nie przemówisz
a jogurt byglada bajecznie iii te truskawki (:
Usuńniezły pomysl:D
OdpowiedzUsuńChyba każdemu zdarza się czasami dzień totalnego obżarstwa. Też ok. raz-dwa razy w miesiącu tak mi się zdarza. Ważę się codziennie, więc wiem, że po takim szaleństwie waga podskakuje, ale po jednym-dwóch dniach wraca do normy, a nawet spada jeszcze bardziej. Także Twoją metodę potwierdzają już przynajmniej dwa przypadki ;)
OdpowiedzUsuńTak to niestety jest. Wchodzi się w pewne ramy, liczy się te kalorie, których jest za mało, zwalnia się metabolizm, organizm się przyzwyczają i potem można sobie narobić problemów.
OdpowiedzUsuńJa jak chcę to jem. Staram się nie podjadać, ale jeśli zjadłam kanapkę i jeszcze jestem głodna to przecież nie będę w takim stanie czekać 3 godzin na kolejny posiłek.
Moi koledzy często się ze mnie śmieją, jak widzą ile ja potrafię pochłonąć na drugie śniadanie :pp Ale mam znajomych, którzy przez cały dzień zjedzą 7days'a i to im wystarczy.
Hm...ja bym się chyba takim małym jogurtem nie najadła. Do owsianki na deser, albo do kanapek to i owszem.
OdpowiedzUsuńA co do "dni obżarstwa". Nie wiem jak to dokładnie jest, z po prostu jednodniowym obżarstwem, ale wiem na pewno, że jeżeli wieczorem po czymś takim pobiega się z godzinkę, albo pooprawia jakiś inne ćwiczenia dość intensywnie to na pewno się nie utyje - organizm po prostu to wszystko zużyje. Ja tak mam przy wyjazdach do rodziców, a tym bardziej jak gdzieś z rodzicami jadę - wtedy obowiązkowe jest jedzenie w ilościach (na prawdę) przynajmniej 4 razy większych niż zwykle i to bólu brzucha - bo przecież "mama ugotowała". I jakoś po takich wyjazdach zwykle nie utyłam. Gorzej, ze ta recepta chyba nie pomaga jak chce się jednak schudnąć.
o ludzie... ja doszłam do takiego poziomu, że po takich "dniach obżarstwa" podziwiam siebie za ilość jedzenia, które zjadłam XD
OdpowiedzUsuńTo co opisałaś zwie się fachowo "cheat meal". Często stosowane w dietach Low Carb, chyba też w CKD. Generalnie je się ciągle mało ww, a w łikend nimi napycha do woli - pizza, frytki, i inne dozwolone. Ale nie pamiętam czy w każdy łikend czy 1-2x w miesiącu. Wiem, bo sama to praktykowałam. Dodam, że na tym ładnie chudłam :) Cały tydzień ryż z kurczakiem, a w sobotę i niedzielę - głównie hotdogi, przetworzone bułeczki z badziewiem zwanym parówką, do tego mnóstwo sera, często majonez. Na śniadanie, obiad i kolację przez 2 dni...
OdpowiedzUsuńTaki cheat meal powoduje rozhulanie metabolizmu. Generalnie organizm przyzwyczajony do jednakowej dawki kalorii - czasem trzeba go rozruszać, i zamiast tych 1800kcal, zaserwować raz na jakis czas 2500 - niech sobie radzi... :)
Taak, mam tak samo! Patrzę na blachę z ciastem i mówię do brzucha: "Tyle zmieściłeś, to drugie tyle też wejdzie" ;)
OdpowiedzUsuńZ ciastem w ogóle są ciekawe historie. Ja na przykład mam tendencje do "Zjadania dowodów zbrodni" i w tedy spokojnie cała blacha wchodzi. Jeżeli ciasto się na przykład przypaliło/opadło/polega jest nie tak jak powinna/jest za niskie/za wysokie i w ogóle wstyd pokazać je ludziom (bo jest brzydkie) to mój organizm wchodzi w tryb "tego ciasta tu nigdy nie było".
UsuńTeż tak mam!!! Czasem zastanawiam się czy nie lepiej byłoby wyrzucić, bo niekiedy to aż szkoda miejsca w żołądku:D Ale co mi tam:D
UsuńU mnie właśnie trwa już 4 dzień takie "najedz się wszystkiego, aż nie będziesz mogła chodzić". Chipsów nie jadam, ale pochłonęłam dzisiaj niebotyczne ilości orzechów, maślanki i czekolady. Ałć. Przeraża mnie to, bo zwykle po 2 dniach wracam do normy...
OdpowiedzUsuńTaki jogurcik.. do spróbowania :)
:D no i dzisiaj zrobiłam sobie taki cheat meal :P z okazji meczu!!
OdpowiedzUsuńPolska do boju :P
chyba jestem przykładem osoby która ma świetny metabolizm;) chociaż 2lata temu nikt by tak nie stwierdził.. podpisuję się wszystkimi kończynami pod tym co napisałaś:) a froop genialny:D!
OdpowiedzUsuń